poniedziałek, 28 grudnia 2009

#59 What love feels like when you are 14



Teledysk do utworu Peral Jam "Just Breathe" posklejany z filmu "A Swedish Love Story", reżyseria Roy Andersson
Link do filmu

wtorek, 22 grudnia 2009

#58 Sny


fot. greatstaystill

Maciej pyta o coś Martę, ta odpowiada żartem, na który wszyscy reagujemy szczerym uśmiechem. Maciej jednak, nie odpuszcza pyta znów o to samo. Pyta i dodaje: pamiętasz, o czym rozmawialiśmy wczoraj? O to właśnie mi chodzi, spróbuj mi to wytłumaczyć jeszcze raz. Widzę łzy w jego oczach. Stara się nie patrzeć na publiczność. Marta w milczeniu wpatruje się w podłogę, po czym zaczyna: odkąd wszystko, co do tej pory myślałeś, da się zapisać i upuścić, gdy nigdy wcześniej nie podejrzewałeś, że to możliwe, gdy nigdy o tym nie myślałeś, odkąd wszystko się zmienia, a miłość chowa się w ciągłym pośpiechu i niezdecydowaniu, wystarczy zacząć od początku, wiesz? Od początku - wyciąga rękę, by dotknąć jego twarzy.

więcej ->>> Sny z naziskami

czwartek, 17 grudnia 2009

#57 Pierwszy Semestr - London College of Fashion

Foundation Diploma in Art & Design at London College of Fashion



Całe foundation jest o tym jak się robi sketchbooki i jak je potem wykorzystać. Ciągle powtarzają nam, że rysunek jest bardzo ważny. To prawda, zasada jest prosta - jeżeli chcesz być naprawdę dobry, musisz być przede wszystkim oryginalny; projektowanie czy to o charakterze fotograficznym czy zupełnie z drugiej strony - projektowanie ubrań najlepiej rozpocząć o idei, idei której jeszcze nie ma, która jest tylko w twojej głowie. Wniosek więc nasuwa się sam: najprościej tę ideę po prostu narysować.



Pierwszy semestr jest o tym jak zrobić research do projektu i jak go potem rozwinąć. Każą nam robić wszystko na co mamy ochotę. Niektórzy przynoszą czaszki zwierząt, embriony lub jakieś zębatki od samochodu. Im bardziej wyjdzie się poza granice (wszelkie) tym lepiej. W ciągu tego czasu zrobiliśmy dwa projekty. Pierwszy trwał od końca września do początku listopada. Składał się z różnego radzaju warsztatów. Drapowanie, textiles, fashion image, printing, 3d – costume & accesories itd. Więc szyliśmy, rysowaliśmy storyboardy, projektowaliśmy biżuterię, chodziliśmy do muzeów itd. Oprócz warsztatów mieliśmy zajęcia z rysunku (life drawing) i z rysunku materiału (visual studies). Oczywiście różnymi technikami (tak, different medias to słowa kluczowe). I jeszcze cultural studies, i zajęcia z photoshopa, które mają formę wykładów i ćwiczeń,. Te cztery przedmioty ma się przez cały rok. Na wszystkie zajęcia trzeba chodzić, bo jest lista obecności. Nie ma lekko, no nie. Dodatkowo przez cały czas powtarzano nam, że frekwencja będzie bardzo ważnym czynnikiem przy selekcji do swoich pathways od drugiego półrocza. Wiem, niesprawiedliwe, bo mimo że się wybiera samemu czy chce się robić womenswear czy chce się po prostu robić foty przez kolejne dwa semestry, to czasem nie ma miejsca. Tutaj głównie chodzi o womenswear, bo wszyscy się pchają tam niesamowicie. Dziwnym nie jest, w końcu to LCF, no ale cóż – dla wszystkich nie starczy miejsca, toteż wymyślili zgrabnie, że frekwencja jest bardzo ważna. Moja była niezbyt wysoka: 78%. Jak na moją przeszłość edukacyjną, to była to chyba moja największa frekwencja w życiu (nawet do przedszkola, żeby nie iść zapierałem się czym mogłem, chwytałem firan i darłem się, że nie! Że chcę w domu zostać! Razem z moimi klockami "LEGO Piraci"), to mimo tego mój wychowawca powiedział, że to baaardzo zła frekwencja. Na szczęście dostałem się tam gdzie chciałem (dokładnie dziś były ogłoszone listy)! Dodatkowo żeby sie zabezpieczyć na mój drugi wybór wziąłem sobie womenswear, żeby w razie czego zastanowili się czy NA PEWNO nie ma dla mnie miejsca w fashion image, hehe. Więc luz.

Do drugiego projektu mogliśmy wybrać już sami warsztaty, w których chcieliśmy pracować. Tutaj liczba miejsc była nieograniczona. Tutaj także, przez przypadek poszedłem do złej sali, ale w koniec końców pozwolili mi zostać. Okazało się potem, że w ogóle czasem w życiu trzeba się zgubić, żeby dobrze trafić, bo to były jedne z najważniejszych zajęć w moim życiu. O stylizacji. Okazało się, że wcześniej nie wiedziałem nic. Słowo kluczowe: JJ Hudson. Dodatkowo asystent wykładowczyni okazał się być modelem (wiedziałem, ze dziwnie wygląda), który pracował ze Stevenem Kleinem, Paolem Roversim, Nickiem Knightem (podpytałem go trochę i mi powiedział, że Steven Klein jest bardzo wyluzowanym kolesiem i w ogóle nie widać po nim, że jest taki popierdolony. Wszystko trzyma w swojej głowie, a na planie zdjęciowym żartuje i jest easy-going ;)

Oj brakowało mi czasu brakowało. Ciągle nie nadążałem, ciągle byłem do tyłu i ciągle wydawało mi się, że jestem gorszy. Ale ten okres mam już za sobą.
Aha, to prawda, rysunek jest bardzo ważny. Jednak w portfolio na Fashion Photography (BA) nie chcą oglądać nic poza fotografią mody i sketchbookami, które pokażą w jaki sposób rozwijamy pomysły. Żadne life drawing, żadne visual studies, bzdury niepotrzebne. Także trzea się wziąć do roboty!
Dodatkowo dowiedziałem się także, że Fashion Photography BA(Hons) - trzy lata - jest bardzo akademickie i jest dużo wykładów teoretycznych na temat ukazywania ludzkiego ciała w mediach i kulturowo. Trzeba czytać dużo książek i pisać eseje. Aż się wzruszyłem, ten kierunek jest idealnie dla mnie!!! A jak ktoś nie lubi czytać, to niech idzie na FdA Styling and Photography (dwuletnie. uwaga: część ludzi myśli, że pójdzie i zrobi sobie dodatkowo jeden rok i będzie miało BA -dupa, podobno jest to bardzo trudne i pozwalają to zrobić tylko najlepszym studentom, nie mówiąc o tym, że ma się jakiś egzamin czy coś) to taki kurs gdzie liczą się rysunki, to co się zrobiło rękoma, jakieś robótki, takie rzeczy. Różnica jest taka, że FdA w tym przypadku, jest dla art directorów, dla ludzi którzy lubią robić, tworzyć, myśleć o teksturach, być stylistą itd. a BA jest dla tych co chcą po prostu być fotografami mody i nic innego ich nie obchodzi!

Tak się to skończyło. Nie mogę uwierzyć, że już połowa grudnia. Ech. No oprócz tego wiadomo, miliony szczegółów po drodze. Ktoś ci KAŻE kupować Dazed & Confused, w liście lektur masz Vogue'a, a na uczelni dostęp do bazy danych firmy zajmującej się przewidywaniem trendów.

Do przodu! Długa droga jeszcze przede mną, a zima już tu jest.



PS. jeżeli ktoś ma jakieś pytania, czegoś nie rozumie, nie wie jak aplikować, potrzebuje pomocy, chętnie odpowiem na pytania jeśli tylko będę miał chwilę. adres mejlowy z prawej. buziaczki.

wtorek, 15 grudnia 2009

#56 Inspiracje

Kilka inspiracji z ostatnich tygodni!!!


Steven Chu


Pierpaolo Ferrari

Julia Margaret Cameron, rok ok. 1864



Clementina Hawarden, rok ok. 1864 (Irving Penn i Steven Meisel nie byli pierwszymi, język fotografii mody narodził się przed fotografią mody!)



Mark Langrange (współczesność!)

ilustracja Łukasza Czajkowskiego





Sasha Grey by James Jean





Mieszkam w Islington!!! ;)





Promo z agencji Nine Daughters and Stereo





Alex Andreyev

Alex Andreyev


Alex Andreyev




Gustave Dore, ilustracja do "Boskiej Komedii"


No Night is too long, trailer



Solve Sundsbo opowiada jak nie szukać własnego stylu bo to chuja warte i jak w podstawach fototgrafii odnaleźć wartość

Nicola Formichetti i jego Lady Gaga




poniedziałek, 7 grudnia 2009

#55 Koniec semestru!

Dzisiaj miałem zaliczenie pierwszego semestru i wszystko poszło gładko. Co prawda mój wychowawca nie podszedł do tego zbyt restrykcyjnie, ale co trzeba było przygotować to trzeba było i okazało się, że bardzo dużo czasu mi brakowało w tym półroczu. Właściwie dlatego, że muszę pracować i nie mogę skupić się całkowicie na projektach.
Teraz będę miał trochę więcej czasu na bloga i jak obiecałem opiszę jak wyglądało to półrocze.
W końcu wakacje, a pod koniec grudnia POLSKA!

Tutaj sesja zdjęciowa z mojego ostatniego projektu (stylizacja), który polegał na dekonstrukcji marynarki. Na zdjęciach maska o roboczym tytule "Kryzys egzystencji w maskach naszych potajemnie landrykowych dusz" :P
WAKACJE!










wszystkie fot. Krzysztof Dziamski

piątek, 20 listopada 2009

#54 Chadwick Tyler




Chadwick Tyler


czwartek, 19 listopada 2009

#53 New Women / Tak naprawdę to wierzę tylko w couture

notatka.
Sylwetka ostra i pełna męskości. W jakiś sposób zupełnie delikatna i kobieca. Przemieszczająca się między granicami siły i opiekuńczości. Brak skrępowania mimo mniejszej odległości między ciałem, a tkaniną. Siła, prawda, miękkość, niedostępność, ciało.


Alexis Mabille Couture Autumn/Winter 2009/10


Chanel Couture Autumn/Winter 2009/10


Valentino Couture Autumn/Winter 2009/10

Giorgio Armani Privé Couture Autumn/Winter 2009/10

Giorgio Armani Privé Couture Autumn/Winter 2009/10


Valentino Couture Autumn/Winter 2009/10


Jean Paul Gaultier Couture Autumn/Winter 2009/10



Christian Lacroix Couture Autumn/Winter 2009/10




Jean Paul Gaultier Couture Autumn/Winter 2009/10

środa, 11 listopada 2009

#52 A podobno wszyscy fotografowie są w Nowym Jorku. / Live Studio with Nick Knight


Problem jest taki, że wszyscy są w Nowym Jorku. Tak myślałem przyjeżdżając do Londynu. Myślałem, że począwszy od Stevena Meisela, przez Craiga McDeana, aż na Chadwicku Tylerze skończywszy, wszyscy osiedlili się w Nowym Jorku. Myślałem co ja tu pocznę. I czasem przechadzając się po Bruton Place wzdychałem głęboko, spoglądałem na wysokie okna z nadzieją, że to miejsce kiedyś mnie zainspiruje. Myślałem co ja tu pocznę, wszyscy są przecież w Nowym Jorku. Jednak podobno, żeby się tam dostać trzeba przebrnąć przez ocean. Ciężki jak mokra tkanina ocean.

Więc gdyby się zastanowić i przeanalizować ostatnie 10 lat w fotografii mody, skupiając na tym kto zrobił najwięcej aby przekonać odbiorców do siebie, aby okazać im szacunek, kto wychodził ze swoim aparatem do ludzi (przynajmniej metaforycznie), kto dbał o to aby w świecie internetu i nieograniczonych możliwości komunikacyjnych widzowie widowiska mieli w nim swój udział, to niewątpliwie odpowiedź byłaby bardzo oczywista.


Nick Knight



To on stworzył SHOWStudio. Przez te 10 lat zainicjował milion projektów, w którym mógł wziąć udział każdy. Można było poczuć się częścią ciasnego świata mody. Nick doszedł do punktu, w którym właściwie zostało już tylko zaproszenie ludzi na plan zdjęciowy. Dokładnie.

5 i 6 listopada w galerii Somerset House (w której znajduje się znakomita wystawa Fashion Revolution) odbył się projekt Live Studio. Można było przez weneckie lustro oglądać sesję zdjęciową na okładkę brytyjskiego lutowego Voguea. Oczywiście, że tam byłem.





Więc doszedłem do momentu kiedy miałem ją na wyciągnięcie ręki. Dokładnie na wyciągnięcie ręki, jakieś 60cm. Natalia Vodianova miała delikatną twarz, niemalże z cienkiego szkła. Przybyła z dalekiego kraju na wyspę, do Miasta Marzeń aby skruszyć cząstkę, dać się złapać przez światło i uwieść śmiertelnych, którzy przyszli i odeszli. Przez około godzinę obserwowałem ją jak się śmieje i pozuje. Nick kładł się na ziemię i przez tą skorupę z szyby, można było usłyszeć jak wydaje jej polecenia. I najważniejsze, na ekranie komputera, do którego bezpośrednio były wysyłane zdjęcia zaraz po naciśnięciu spustu migawki, pojawiały się zdjęcia BEZ retuszu. Dopiero po dwóch sekundach zdjęcie nabierało ilustracyjnego charakteru, nasycało się zapisanymi wcześniej ustawieniami w Lightroomie.


Więcej marzeń nie pamiętam.



wtorek, 10 listopada 2009

#51 Andreas Nilsson & Filip Nilsson / Peter, Bjorn and John




directed by Andreas Nilsson & Filip Nilsson



uwielbiam ich. po prostu uwielbiam.
ostatnio zrobili także kampanię bluebell dla Wrangler --> tu

#50 Dior o Diorze po polsku




Zawsze uważałem ten wczesny okres, kiedy to człowiek rozwija swoją karierę, za najciekawszą część każdej autobiografii. Niestety, kiedy tylko opuści się już te lata i wejdzie w kolejny, bezpieczniejszy etap, zbyt często nie można już zrozumieć ani odtworzyć ambicji człowieka, którym się kiedyś było.
Christian Dior



Teraz po polsku!
Tłumaczy Karolina Lea Żabierek --> dior-o-diorze.blogspot.com



wtorek, 6 października 2009

#49 Fanfary, trąbka, i... stopa raz i werbel DWA, werbel DWA!!! / JAC

Monika Jagaciak / JAC by Steven Meisel



Michael Kors backstage

No i stało się. Jak pisałem w poprzednim poście brakowało tylko przypieczętowania sukcesu. Teraz to już się stało i bez żadnych wątpliwości można przyznać, że Monika Jagaciak będzie jedną z najważniejszych modelek 21 wieku. Aż łezka w oku ech.





fot. Steven Meisel


fot. Steven Meisel


więcej na thefashionspot.com (196 stron!)
gaga.pl

środa, 30 września 2009

#48 London College of Fashion, pierwsze kroki

London College Of Fashion
Foundation Diploma in Art and Design


LCF na mare street, tu szyjemy szyjemy ;]



No i mamy wykład. Po tym wszystkim, po rozpoczęciu, po poznaniu ludzi, po pierwszym tygodniu, po poznaniu wykładowców, po wprowadzeniu do photoshopa, po okropnie nudnym projekcie na który wszyscy narzekali (tak, ludzie narzekają, że ten kurs jest nudny, że bez sensu, że bzdura, płacą siedem tysięcy funtów, że bzdura, że dopiero się zacznie za pół roku. ale ja wciąż wierzę). Po pierwszym spotkaniu z przemysłową maszyną do szycia, po wydaniu mnóstwa pieniędzy na materiały, po odwiedzeniu księgarni skupionej tylko i wyłącznie na modzie w samym sercu Miasta Marzeń, po uświadomieniu sobie że bez rysunku to jak bez ręki. Po tym wszystkim mieliśmy wykład, jeden z wielu. Przyszedł Pan z z CFE (http://www.fashion-enterprise.com), padły takie nazwiska jak Strozyna, Schwab, Pilotto, Goldin. No i żebyśmy się nie zdziwili, jak kogoś spotkamy na korytarzu, bo część z nich ma pracownie na trzecim piętrze (moja klasa mieści się na pierwszym!). No i oczywiście żebyśmy się nie zdziwili, jeżeli np. Roisin Murphy wpadnie na przymiarki.

Ludzie się nie dzielą, ja się podzielę. Tak, obiecuję, że się podzielę. Podzielę się, powiem jak wygląda rok, o co chodzi, dlaczego w ten sposób, jaki jest plan, ile godzin w tygodniu, jakie przedmioty. A ci wszyscy, którzy najpierw wypisują miliony postów na forach internetowych z pytaniami w stylu „a co mnie czeka?”, „a czy warto, a jakie przedmioty, czy uda mi się znaleźć czas na prace?” itp. a potem, gdy już się dostaną, siedzą cicho, rozkoszując się swoją pseudo nie-ignorancją, niech więc ci wszyscy którzy nie chcieli się dzielić, którzy nie powiedzieli nic, niech zamilkną na wieki.

Ja się podzielę, obiecuję. Pozwólcie mi tylko, zarejestrować się w bibliotece, zamówić studencką kartę na komunikację miejską, pozwólcie mi tylko pójść do lekarza (żeby plecy znów nie zaatakowały znienacka), pozwólcie mi jeszcze kilka razy wzruszyć się na myśl o przyjaciołach w Polsce, pozwólcie mi złożyć te wszystkie meble z Ikei (dostawa w czwartek!), pozwólcie mi przebrnąć przez pierwsze lekcje rysunku, pozwólcie mi wybrać magiczny przedmiot, pozwólcie pójść na jakiś koncert (pragnę tego niezmiernie!) pozwólcie uspokoić umysł na myśl o tym, że do końca roku nie zrobię zbyt dużo zdjęć, pozwólcie mi obronić się przed atakiem kosmicznej hordy krwiożerczych światłożerców.

A podzielę się, obiecuję.

niedziela, 27 września 2009

#47 weekend video: Kate and Pete





oldschoooool, ale slodki!

sobota, 26 września 2009

#46 Notatka do zdjęcia


Wendy Bevan



Jesteśmy wyśnionym elementem podróży. Najpierw czułym, lecz wkrótce zgubnym. Kilka próśb, kilka prób. Jeden wieczór, krótki uśmiech. I gdzie w tym wszystkim podziało się miasto? Piasek między palcami, piasek na rękach i wzdłuż obojczyka delikatnego jak odległa katedra. Piasek na twarzy, piasek pod wodą. Przypuśćmy, że się nie mylimy: jakąż pomyłką było więc wieczorne opłakiwanie błędów pod skorupą nieba, niebezpieczne przesiadywanie ze smutkiem na rękach, muzyką rozłożoną na skałach, rozłożoną jak mapa. Jesteśmy wyśnionym lękiem podróży. Wysokość przypomina nam, że kiedyś trzeba uciec. Tylko od przypadku zależy czy spojrzenie w tył będzie bolesne, czy sprawi nam nieopisaną przyjemność.

czwartek, 17 września 2009

#45 Gruszki Guy'a Bourdin

Unseen Guy Bourdin at Wapping Project



Gruszki Guy'a Bourdin









Do garnka wlewamy dwie szklanki wody, doprowadzamy do wrzenia. Następnie wlewamy dwie szklanki wina – najlepiej półwytrawnego, koniecznie czerwonego! Gotujemy na małym ogniu. Gdy aromat wina zacznie wypełniać kuchnię dodajemy sześć łyżek cukru. Możemy ilość cukru modyfikować w zależności od kwaśności wina. Lepiej jednak cukru nie oszczędzać, gdyż im więcej go będzie, tym gęstszy sos wyjdzie. Potem dodajemy jedną łyżkę cynamonu. Czekamy kilkanaście minut aż cukier dokładnie się rozpuści, mieszając od czasu do czasu. Gdy po tym czasie wciąż wyczuwalna jest kwaśność wina, dodajemy cukier (do ok. trzech kolejnych łyżek). Gotujemy wciąż co jakiś czas mieszając. Trzy gruszki obieramy ze skóry, kroimi na pół, wydłubujemy gniazda nasienne. Wkładamy gruszki do sosu, posypujemy cynamonem (ok. pół łyżki). Zwiększamy ogień, gotujemy ok. 15 min pod przykryciem. Należy uważać aby gruszki się nie rozpadły, jeżeli są miękkie czas gotowania należy skrócić do ok. 7 minut. Po tym czasie odstawiamy garnek, czekamy aż sos i gruszki się ostudzą. Garnek z gruszkami zanurzonymi w sosie wkładamy na ok. 20 godzin do lodówki.

Po tym czasie gruszki nabiorą niesamowitego koloru, tak głębokiego jak kolor ust modelek na zdjęciach Guy'a Bourdin. Najlepiej podować z lodami waniliowymi.


3 gruszki,

2 szklanki czerwonego wina półwytrawnego

8 łyżek cukru

1,5 łyżki cynamonu





thewappingproject.com

poniedziałek, 14 września 2009

niedziela, 6 września 2009

#43 Madeleine Vionnet, Paryż


"Madeleine Vionnet, puriste de la mode"

at Musée des Arts Décoratifs, Paris



Rzeczy w słońcu dają pocieszenie, jak wszystkie rzeczy jasne. Przyglądanie się, jak życie mija pod błękitnym niebem, to dla mnie duże wynagrodzenie. W nieokreślony sposób zapominam, zapominam więcej, niż mógłbym zapamiętać. Moje przezroczyste i przewiewne serce przekonuje się o wsytarczalności rzeczy, a spojrzenie pieszczotliwie mnie zaspokaja. Nigdy nie byłem niczym innym niż bezcielesną wizją, a całą jej duszą był ulotny powiew, który przemknął i miał dar widzenia.

Fernando Pessoa, Księga Niepokoju, s. 252, Świat Literacki



Madeleine Vionnet - całą jej duszą był ulotny powiew, który przemknął i miał dar widzenia.


I znalazłem się tam, przed szklaną gablotą. Suknia rozłożona na szklanym prostopadłościanie. Właśnie tak cienka, tak delikatna prześwitywała nieśmiało; tak cienka że światło ścigało się ze sobą między smukłymi włóknami tkaniny, aż odnajdywało drogę na drugą stronę. Suknia ukazująca jej słynne ukośne cięcie – dzięki temu właśnie Madeleine została przecież królową.


W roku 1950 E.H. Gombrich wydał ksiązkę pt.”The story of art” (nie „history”, drobny niuans, a tak cenny!). Napisał ją dla początkujących, dla ludzi, którzy będą mieli ze sztuką do czynienia po raz pierwszy. Nie miał ambicji stworzenia karykaturalnie trudnego dzieła, nacechowanego niezrozumiałym słownictwem. Chciał po prostu przekazać swoją miłość do sztuki, chciał wytłumaczyć i poradzić jakich błędów już na samym początku, należy uniknąć aby sztuki zbyt wcześnie nie odrzucić. Do dziś studenci traktują tę książkę jako jedno z podstawowych źródeł wiedzy.


z "Decades of Fashion"


I już na stronie 13 pisze tak: „Obraz wygląda tak odlegle, gdy wisi oprawiony za szybą. I w naszych muzeach – jest to bardzo słuszne – zabronione jest dotykać eksponatów. Ale początkowo właśnie po to były stworzone, aby je dotykać, aby je nosić; targowano się o nie, kłócono i martwiono.” No właśnie, trudno przecież sobie to uświadomić. A przecież historia malarstwa jest hardkorowa - Van Gogh pewnie żebrał o pieniądze, Caravaggio płacil dziwkom i żebrakom aby mu pozowali (tak jak dzisiaj Philip-Lorca di Corcia), Lautrec wlaściwie mieszkał w burdelu, postacie Michała Anioła są androgyniczne itd.


Martin Kulik via Diane Pernet

Obrazy były dotykane, przerzucane na wozach, a katedry wbuchały podczas wojen. Jak bardzo prawdziwe są słowa Gombricha, gdy się odniesie te zdania to wystawy Madeleine Vionnet? Czy faktura tkaniny może mieć większe znaczenie niż cały projekt? Pewnie nie, ale czułem jakąś nostalgię podczas oglądania całej tej wystawy. Może dlatego, że moda to wciąż młoda dziedzina sztuki. Może podobnie czułby się Tycjan gdyby zobaczył Wenus zamkniętą w Luwrze? Ubrania stworzone są przecież właśnie po to aby je dotykać, aby spryskiwać na nie perfumy, aby zdzierać je z siebie i delikatnie przymierzać.




Martin Kulik via Diane Pernet


I moja dziewczyna obraca się i pyta: który to był rok? W którym roku powstała ta sukienka? W trzydziestym ósmym, odpowiadam. To niemożliwe, dziwi się. Przecież te suknie wyglądają niemal jak współczesne!



Martin Kulik via Diane Pernet


Theodor Adorno zasugerował, że moda nie ma pamięci. Ta sesja [opisywana wcześniej sesja zdjęciowa, tutaj nieważne] jednakże, nie jest stylem przywołującym pamięć, której nie posiada; raczej sugeruje powrót do szczegółu z przeszłości. Powrót, któremu towarzyszy świadomość przeszłych znaczeń, a także konieczność przeistaczania przeszłości w coś ważnego w zmienionych kontekstach teraźniejszości.

"Rapture. Art's Seduction by Fashion" Chris Townsend, s.50, wyd. Thames & Hudson


by rachel_o

To wszystko działo się w ostatnich latach tryumfu mody francuskiej. Madeleine nigdy jednak nie prześcignęła wielkiej rywalki, jednego z największych geniuszów mody – Gabrielle Chanel. Pozostała w jej cieniu, ale nie poddając się, tworząc bez przerwy. Jak podaje Musée des Arts Décoratifs Madeleine stworzyła kilkanaście albumów mody, które razem zgromadziły około 13 tysięcy zdjęć ubrań. To całkiem niezły wynik jak na lata trzydzieste. Potem nastąpiła wojna i ograniczenie jakie przyniosła (rozpowszechnianie kolekcji po świecie było prawie niemożliwe) pozwoliło innym krajom, takim jak Włochy, Ameryka czy Anglia usamodzielnić się w projektowaniu ubrań i tym samym uwolnić od Paryża. Nigdy już to miasto nie było wyznacznikiem trendów tak mocno jak wtedy. Nigdy już świat tak nerwowo jak wtedy nie czekał na to co przygotuje Paryż.

http://www.lesartsdecoratifs.fr/


PS. From Paris with love